W hoteliku nie ziemskim, nie bieskim,
gdzie jawa jawi się snem,
gdzie prostują się wszelkie zakręty
Jezu Ch. i Merylin M, grali sobie
ot, z nudów, w okręty.
Nagle Merylin kartkę podarła,
jakby raptem gra ją znudziła.
– Czemu – pyta – tylko za siebie umarłam,
skoro głównie za innych żyłam?
Jezus cicho się zaśmiał zdziwiony,
Długo w palcach zgniatał papieroska.
– Jednak w tamtej czasoprzestrzeni
byłaś, Merylin, naprawdę boska